Nie potrafię jednoznacznie odnieść się do tej lektury. Harry, tytułowy wilk stepowy, jawi mi się jako osobnik zagubiony nie tyle w otaczającym go (mieszczańskim) życiu , co bardziej w "bólu", rodzącym się w nim z powodu braku akceptacji dla własnej osoby. No i tak jakoś dziwnie mi, gdy czytam o facecie, który nie podejmuje ryzyka zmiany swego bądź co bądź pysznego stosunku do otoczenia. Brakuje mi tu energii, jest tylko alienacja i rezygnacja... Niemniej, uważam że warto poświęcić tej powieści (podobno najsławniejszej tego noblisty) parę chwil z własnego życia, by nabrać dystansu do siebie i np. w sytuacji depresyjnej spróbować się uśmiechnąć; na pewne sprawy trzeba - dla zachowania wewnętrznej równowagi - patrzeć bez "spinania się", i taką myśl przewodnią z tej powieści przyswoiłem sobie. "(..) trzeba skończyć z patosem i zabójstwami. Niech pan wreszcie zmądrzeje! Ma pan żyć i nauczyć się śmiechu. Musi pan nauczyć się słuchać tej przeklętej radiowej muzyki życia, wielbić ją, śmiać się z jej niepotrzebnej wrzawy. Koniec, więcej się od pana nie żąda". Poleciłbym tę książkę ... malkontentom kochającym muzykę, również tę "radiową" :)